Ostatnia aktualizacja: 2022-12-09. Autor: Milena
Carnaval na Terceirze, czyli wielki karnawał na małej wyspie.
Carnaval (czyli karnawał) jest jednym z wydarzeń, na które mieszkańcy wyspy czekają przez cały rok. A ledwo się skończy – leczą przeziębienie i czekają na następny. I następny. I następny. To tradycja, której zdecydowanie warto się przyjrzeć. Przeprowadzę Was przez nią moimi oczami.
To read an English version of this article click HERE.
„Musisz iść na karnawał!” – słyszę.
Ale jak to „muszę”? Karnawał jak karnawał, każda okazja do świętowania jest dobra, a ja w tej chwili nie mam ochoty świętować. No i jak to – że karnawał trwa od soboty aż do wtorku? I że wtorek (polskie Ostatki) to niby dzień wolny tylko dlatego, że jest impreza? I część instytucji publicznych ma też wolny poniedziałek? No jak to?
Ale dobrze.
Zakładam skórzaną sukienkę, maluję czarną pajęczynę wokół oczu i wychodzę.
Później słyszę, że mój strój bardziej pasował do Halloween niż do karnawału. Że to na Halloween jest mrocznie, a na karnawał dziko i kolorowo. Ale nie szkodzi, idę sprawdzić, wokół czego tyle zamieszania. Przed wyjściem z baru znajomego jeszcze widzę chłopaka w różowej baletowej spódniczce i różowych tiulowych skrzydłach. Wychodzę.
Idę na Rua de São João. A tam impreza na całego.
Rua de São João to jedna z ulic prowadzących od głównej Rua da Sé do mariny w Angrze. Podczas karnawału (podobnie jak podczas Sanjoaninas) staje się imprezowym centrum wyspy. Wszyscy, którzy kochają zabawy kostiumowe, docierają właśnie tutaj. Zwłaszcza w ostatnią sobotę i… poniedziałek karnawału. Tak, poniedziałek – w końcu wtorek jest wolny i można odespać.
Stworzenie wymyślnego, oryginalnego kostiumu to wyzwanie, którego wiele osób z radością się podejmuje. Kombinują, kupują, zamawiają, szyją, dziergają, tną, kleją, malują… Im bardziej wyraziście i kolorowo, tym lepiej.
Na ulicach widać czarownice, piratów, żaby, rycerzy, drzewa, a nawet Fridę Kahlo.
„To po to w sklepach te kostiumy Spidermana i pokojówki, i maski, i kapelusze w przeróżnych kolorach i kształtach” – myślę. I obserwuję grupki roześmianych ludzi, którzy bawią się, jakby to była najlepsza impreza ich życia. Kto wie, może jest. Kolejna najlepsza będzie w poniedziałek. Kolejna – podczas Sanjoaninas. A potem znów karnawał.
Chodzę i przyglądam się ludziom. Sama jestem w nastroju mało zabawowym, to w końcu luty 2017, początki mojego pobytu na wyspie, kiedy jeszcze nie wiem, co i jak, za to czuję, jak bardzo jestem inna. Niby na ulicy jest tłum, ale jakoś nie umiem się w tym tłumie zgubić. Wracam do domu z poczuciem, że to fantastyczna tradycja, ale nie moja. Może kiedyś się do niej przekonam, może nie. Ale na pewno jest to impreza, którą warto zobaczyć.
Za to bailinhos podbijają moje serce.
O bailinhos też mówią wszyscy wokół. I wszyscy się dziwią, że nie wiem, co to jest. Cóż, to tradycja typowa dla Terceiry, więc nic dziwnego, że jej nie znam. Ale szybko poznaję.
Bailinhos to grupy teatralno-muzyczno-taneczne, złożone głównie z amatorów, które są tworzone specjalnie na okres karnawału (ostatni weekend, od soboty do wtorku). Autorskie scenariusze, muzyka, układy choreograficzne, specjalnie szyte kostiumy we wszystkich kolorach tęczy, długie weekendowe i wieczorne próby… To wszystko po to, żeby przez cztery dni jeździć od ośrodka kultury do ośrodka kultury i komentować ze sceny współczesną społeczną i polityczną rzeczywistość. Zarówno lokalną, zrozumiałą tylko dla mieszkańców wyspy czy wręcz gminy, jak i ogólnoświatową.
Czasem w grupach znajdują się profesjonaliści, ale zwykle bailinhos zostają osoby, które mają swoje inne prace i zajęcia – i tylko na okres karnawału przywdziewają barwny kostium i wchodzą na scenę. Niektórzy niezmiennie co roku od dwóch dekad. Albo i dłużej. Bo to zajęcie, które wciąga.
Zanim to jednak nastąpi, bailinhos czekają długie tygodnie przygotowań. Karnawał to wydarzenie na tyle ważne, że w szkołach przekładają terminy sprawdzianów z jego powodu!
Moje pierwsze zetknięcie z bailinhos składa się głównie z pytań zaczynających się od „Ale jak to?”
Ale jak to nie ma żadnego harmonogramu? Ale jak to nie wiadomo, kiedy przyjedzie następna grupa? I kto będzie tą następną grupą? Ale jak to nie macie pojęcia, ile będzie trwało? Ale jak to macie jedzenie i picie, i koce? Naprawdę macie zamiar siedzieć tu od popołudnia aż do rana??
Podczas pierwszego spotkania z bailinhos nie rozumiałam nie tylko ani słowa ze sceny, ale też nie rozumiałam całego kontekstu kulturowego. W małych i większych ośrodkach kultury ludzie przychodzą jak najwcześniej, zajmują sobie miejsca, obkładają się kocem i siedzą faktycznie od popołudnia aż do świtu. Oglądają przedstawienie za przedstawieniem, komentują, porównują do tego, co dana grupa pokazała w zeszłym roku. Zastanawiają się, którzy bailinhos są w tym roku najciekawsi, oceniają scenografie i kostiumy, czekają z niecierpliwością, aż na scenie pojawi się ich sąsiad, córka albo sprzedawca ryb.
Chodzą do baru na bifany i częstują się nawzajem ciastkami.
Tak, przy każdym ośrodku kultury na czas karnawału jest otwarty bar, w którym można kupić bifanę (wspominana już przeze mnie kilka razy bułka z kotletem, absolutny hit każdego wydarzenia), piwo oraz inne napoje i przekąski. Poza tym, każdy jest zazwyczaj dobrze zaopatrzony w chipsy, ciastka i oranżady. Karnawał to nie jest czas na zdrowe odżywianie, zresztą na wyspę niestety jeszcze ten trend nie dotarł.
Na karnawał docierają za to liczne bakterie i wirusy.
Nic dziwnego, że po całonocnych imprezach na ulicach i siedzeniu do rana na salach pełnych ludzi duża część osób później chodzi i kaszle, kicha i kuli się z zimna. Niektóre osoby, chcąc uniknąć choroby, wybierają oglądanie występów bailinhos w wygodnym fotelu we własnym domu. Tak, niektóre występy są nadawane na żywo przez lokalną telewizję. To nie to samo, co uczestniczenie w tym wielkim wydarzeniu społecznym na żywo, ale zawsze jest to opcja dla tych, którzy nad emocje na żywo przekładają swój komfort i zdrowie. Lub po prostu nie mają możliwości wyjścia z domu.
Ale wracając do moich „Ale jak to?” – to wszystko, czego nie byłam pojąć przy pierwszym moim zetknięciu z bailinhos, stało się całkowicie normalnym już w następnym roku. Nuciłam do karnawałowych piosenek lecących w kółko w radiu, siedziałam ze znajomymi na twardej ławce w ośrodku kultury, śmiałam się z lokalnych żartów, głośno klaskałam w rytm skocznej muzyki i komentowałam wyjątkowo piękne kapelusze. Ale cukierki już sobie darowałam, czekające na mnie w domu pomidory zdecydowanie bardziej do mnie przemawiały.
No właśnie, przecież karnawał to też jedzenie: filhoses fritas (na São Miguel znanych jako malassadas) i filhoses do forno.
Daleko im do pomidorów, ale widać o to w karnawale chodzi. Oba typy słodyczy tradycyjnie przygotowuje się i spożywa wyłącznie podczas karnawału. To typowe lokalne przysmaki, które tłumacz Google’a przetłumaczył mi kiedyś jako „dzieci”. Po portugalsku „dzieci” to „filhos”, widać „filhoses” brzmiało Google’owi podobnie. Tłumaczenie dotyczyło tego, co Azorczycy jedzą w trakcie karnawału…
Filhoses fritas wyglądają trochę jak duże faworki, a smakują podobnie do naszych pączków. To płaty ciasta smażone na głębokim tłuszczu i posypane dużą ilością cukru.
W Portugalii wszystko musi być słodkie. Dlatego jestem zdziwiona, jak dobrze przyjęły się filhoses do forno. To chyba najmniej słodkie z portugalskich smakołyków. Na zewnątrz mamy niesłodkie ciasto zapiekane w piecu, w środku – cytrynowe nadzienie przypominające konsystencją budyń. Jedna porcja takiego deseru wystarczy na cały wieczór, choć są osoby, które potrafią pochłonąć ich pięć.
Carnaval to święto całej wyspy.
Jak wspomniałam – to wydarzenie, na które większość osób czeka cały rok. Przygotowują się, przywdziewają swoje fantazyjne przebrania („przebrany”, „w kostiumie” to po portugalsku „fantasiado”) i marzną na ulicach oraz w domach kultury, czekając na kolejne występy bailinhos. Spotykając kolejnych znajomych. Śmiejąc się w głos i ciesząc się życiem. We wtorek odsypiają nieprzespane noce – i zaczynają czekać na kolejny karnawał. Ponoć w życiu chodzi też o to, żeby mieć na co czekać, prawda? To do następnego!