Ostatnia aktualizacja: 2022-12-09. Autor: Milena
Festiwal zup, czyli jak na Terceirze zbiera się pieniądze
„Chcesz iść na festiwal zup?” – zapytała mnie niedawno koleżanka. „Organizujemy w przyszłym tygodniu”. Pomyślmy: lubię zupy, lubię tutejsze zupy, lubię, jak się coś dzieje, i lubię ideę festiwali zup. Pewnie, że chcę iść!
Ale co ma festiwal zup do pieniędzy?
My w Polsce jesteśmy przyzwyczajeni, że zbieranie pieniędzy to przechadzka z przysłowiowym kapeluszem. Że to zbiórki publiczne, ogłoszenia w mediach społecznościowych, napisany wielką czcionką numer konta. Jesteśmy zasypywani prośbą o pomoc z każdej strony, kto może, podtyka nam swój kapelusz pod nos. Zwykle olbrzymi kapelusz – wiele zbiórek organizuje się na wielką skalę.
A na Terceirze, która liczy sobie ok. 58 tysięcy mieszkańców, skala jest mniejsza.
Na Terceirze raczej nie spotkacie nikogo z kapeluszem. Chyba że organizatora wydarzeń w okolicznej kapliczce ku czci Ducha Świętego – ale w jego przypadku możecie być pewni, że zwróci Wam z nawiązką, jeśli tylko pojawicie się na uroczystości w jedną z dwóch ostatnich niedziel wielkanocnych. Ale to jedna z niewielu takich sytuacji.
Na Terceirze obowiązuje niepisana zasada, że jeśli chce się coś dostać, najpierw trzeba dać coś od siebie.
Organizacje zbierające pieniądze na pomoc w domach starców, harcerze (jak moja koleżanka) próbujący sfinansować swoją wspinaczkę na Pico – wszyscy organizują wydarzenia dla lokalnej społeczności. Festiwal zup jest jednym z tego typu wydarzeń.
Zwykle wygląda to następująco: chętne osoby kupują cały stos warzyw i przygotowują co najmniej 10 wielkich garów zupy. Alternatywnie: zainteresowane restauracje, w ramach współpracy i autopromocji, oferują swoje zupy. Organizatorzy sprzedają bilety, w ramach których każdy może delektować się dostępnymi zupami. Na miejscu jest również bar z napojami oraz słonymi i słodkimi przekąskami, za które płaci się osobno. Czasem pojawia się gra w bingo, czasem dodatkowe loterie.
Cały dochód idzie na wybrany cel, a ludzie się przy tym dobrze bawią.
I uczestnicy, i organizatorzy. Każdy przyjemnie spędza czas (choć organizatorzy czasem padają na twarz ze zmęczenia) i każdy ma poczucie wkładu w coś ważnego. Takie wydarzenia budują społeczność. Współczesny nadmierny indywidualizm nie ma tu zastosowania, tu chodzi o wspólnotę, o bycie razem, o działanie.
„W kupie raźniej”, jak powiedziała mucha do muchy.
Czas na uruchomienie konta bankowego zawsze się znajdzie. Ale jeśli można nie tylko prosić, ale też dać coś od siebie – i przy okazji dać innym możliwość podzielenia się tym, co mają, w atmosferze radości i wspólnej zabawy – czemu nie? Dobre pomysły zawsze w cenie!