Ostatnia aktualizacja: 2022-12-09. Autor: Milena
Podczas lockdownu poszłam wieczorem na spacer po Angrze. I jak to mam w zwyczaju, zeszłam na miejską plażę. Nagle na coś nadepnęłam. Coś pękło pod moją stopą. Spojrzałam w dół: wyschnięta caravela portuguesa (PL żeglarz portugalski). A obok niej kolejna. I kolejna. I kolejna.
To read an English version of this article click HERE.
Caravela portuguesa, czyli żeglarz portugalski, to postrach azorskich wód. Swoją nazwę zawdzięcza podobieństwu do żagli w dawnych okrętach portugalskich. Kiedy się pojawia na horyzoncie, większość osób ucieka z wody. A kto się zdecyduje na kąpiel, często kończy z pamiątką na całe życie. Pamiątką w postaci blizny.
Kim (lub czym) jest żeglarz portugalski?
Żeglarz portugalski to taki piękny, niebiesko-różowy balonik unoszący się na powierzchni oceanu. Należy do rodziny parzydełkowców. Jest jednym z najgroźniejszych stworzeń w wodach otaczających Azory. Lepiej go omijać z daleka. Bardzo daleka.
To, co się wydaje jednym organizmem, w rzeczywistości jest kolonią wyspecjalizowanych organizmów żyjących w symbiozie. Jedna grupa odpowiada za unoszenie się na wodzie (to ten mieniący się w słońcu balonik, który najczęściej widzimy), druga za łapanie ofiary, trzecia za jej spożywanie, czwarta za rozmnażanie.
Oparzenia trzeciego stopnia
Kolonia odpowiadająca za łapanie ofiary odpowiada też za trwałe pamiątki na ciele człowieka. Ta kolonia bowiem składa się z nici chwytnych (macek) z licznymi parzydełkami. Mogą one sięgać nawet do 30 metrów długości! Jad zawierający silną neurotoksynę porównuje się do jadu czarnej wdowy (taki pająk, którego też nie chcę bliżej poznawać). Może on zabić np. ryby, którymi żywi się żeglarz, a nawet małego ssaka.
U człowieka jad żeglarza portugalskiego wywołuje ogromny ból (u niektórych trwający nawet dobę i prowadzący do omdleń) i oparzenia. Nawet oparzenia trzeciego stopnia. Mogą się pojawić zawroty głowy, mdłości, problemy z oddychaniem, czasem zapaści, arytmia, oparzenia narządów wewnętrznych, martwica tkanek. Do tego zaburzenia w układzie nerwowym, mięśniowo-szkieletowym i pokarmowym.
Odnotowano nawet przypadki śmiertelne. Są one na szczęście sporadyczne, więc pożegnanie się z tym światem raczej Was nie czeka. Ale już naturalny tatuaż w postaci blizny może zostać z Wami na długi, długi czas. Czego Wam oczywiście w ogóle nie życzę! W końcu jak już się ktoś decyduje na tatuaż, to dobrze by było, żeby sam sobie wybrał wzór, co nie?
Martwy żeglarz nie jest taki martwy
Jeszcze takie ostrzeżenie: nawet jeśli widzicie martwego żeglarza portugalskiego (tak, jak ja na plaży w Angrze), uważajcie. Nie przechodźcie koło niego boso, nie próbujcie go obrócić. A już na pewno nie gołymi rękami. Macki żeglarza, nawet jeśli żeglarz już nie żyje, pozostają aktywne. Czy to na lądzie, czy w oceanie. Lepiej nie sprawdzać na sobie ich działania.
A co jeśli zapoznam się z żeglarzem zbyt blisko?
Jeśli Wasze spotkanie z żeglarzem będzie zbyt bliskie i się na tej relacji sparzycie, od razu idźcie (jeśli dacie radę iść…) do ratownika. Na każdej oficjalnej plaży na Azorach w godzinach otwarcia plaży jesteście pod opieką ratownika. On Wam pomoże. A później wyśle do szpitala.
(Tu taka anegdotka. Dwóch znajomych opowiedziało mi niezależnie od siebie o tym, jak byli kiedyś na plaży. Patrzą: wychodzi jakaś pani z wody. Nagle wydaje z siebie krótki krzyk, po czym się przewraca. Obaj biegną na pomoc. Okazało się, że pani miała bliskie spotkanie z żeglarzem portugalskim. Zamiast na plaży, popołudnie spędziła na pogotowiu.)
Jeśli akurat nie ma ratownika, możecie spróbować dwóch metod. Pierwszą jest polanie rany wodą morską, drugą – polanie rany octem. Tutaj od razu ostrzegam, że są sprzeczne opinie co do działania tych dwóch roztworów. Jedni zalecają wyłącznie wodę morską, inni najpierw wodę morską, a po niej ocet, jeszcze inni sam ocet. Chciałabym Wam powiedzieć, co działa na 100%, ale nie jestem naukowcem, a właśnie nawet doniesienia naukowe są różne. A doświadczeń na żywym organizmie nie będę robić, wybaczcie. To, co mogę Wam powiedzieć, to że w tym przypadku zdecydowanie lepiej zapobiegać niż leczyć.
(Absolutnie nie wolno rany pocierać, sikać na nią, polewać słodką wodą, alkoholem, pastą do zębów czy amoniakiem! To sprawi jeszcze intensywniejsze uwalnianie toksyn, większy ból i bardziej dotkliwe skutki.)
Mówi się o tym, że czymś z plastiku (nie metalu!) trzeba wyciągnąć ze skóry resztki macek. Jako przykładowe narzędzia podaje się plastikową pęsetę lub nawet kartą kredytową. Ale jeśli zrobi się to nieumiejętnie, można aktywować pozostały jad. Najlepiej więc jedźcie na pogotowie. Tam się Wami zaopiekują, jak trzeba. Z żeglarzem portugalskim dobrze wychodzi się tylko na zdjęciu.
Skąd ich tyle?
Każdego roku na Terceirze obserwuję od wiosny pojawianie się żeglarzy portugalskich. W zeszłym roku i w tym roku jest ich znacznie więcej niż wcześniej. Mieszkańcy wyspy mówią też, że nie pamiętają z dzieciństwa tylu żeglarzy, ilu widuje się obecnie. Skąd ich tyle? Przypuszcza się, że to skutek ocieplenia klimatu. Temperatura wody w oceanie się podnosi, naturalni wrogowie żeglarzy giną. Jest na przykład coraz mniej żółwi, które żywią się żeglarzami.
Wśród niewielkiej liczby stworzeń morskich odpornych na jad żeglarzy są: żółw morski, niebieski smok (gatunek jadowitego ślimaka morskiego), tratewnik jantina (gatunek drapieżnego ślimaka morskiego) i kilka ryb. Zmiany klimatyczne przynoszą zmiany w łańcuchach pokarmowych zwierząt. A to ma bezpośredni wpływ na nasze życie. Musimy na przykład rozglądać się 10 razy przed wejściem do wody.
To się rusza!
Niedawno wybrałam się na spacer na inną plażę, którą dopiero co odkryłam. Chodzę sobie spokojnie, aż mi coś zaczyna migać pod nogami. Patrzę: żeglarz portugalski. Za chwilę drugi. Trzeci. Piąty. Dziesiąty.
Miałam pełne buty, a one leżały bezwładnie daleko od fal i przepięknie lśniły we wieczornym słońcu, więc wyciągnęłam telefon i zaczęłam robić im zdjęcia. Pomyślałam: do artykułu będzie jak znalazł! I nagle… Nagle patrzę: to się rusza!!! Znacie te 3xF w sytuacji zagrożenia? Fight, flight, freeze? Po polsku: walka, ucieczka, zamarcie.
Ja zamarłam.
Byłam przerażona! Żeglarz, któremu właśnie robiłam zdjęcie, zaczął się ruszać! Byłam przekonana, że „to coś” tylko unosi się na wodzie. Że nie ma żadnych „mięśni”, które pozwoliłyby mu na wykonywanie ruchów. Zdziwiłam się. Mięśni może nie ma, ale potrafi podnieść jeden fragment swojego ciała, obrócić go i położyć w innym miejscu. Jeszcze teraz, jak o tym myślę, mam gęsią skórkę. A że piszę to, kiedy jest ciemno i ponuro, czuję się trochę jak w horrorze.
Nie dajcie się wpuścić w ten horror!
Ani w maliny. Ani w żeglarza. Serio, nie ma co. Są ciekawsze doświadczenia do wywiezienia z Azorów. I ciekawsze spotkania, jak choćby z Andreią (pisałam o niej w artykule „Andreia i jej najlepsze przekąski w Biscoitos”). Czy ze mną 😉
I tak już na koniec – nie napisałam tego wszystkiego po to, żeby Was przerazić i zniechęcić do przyjazdu na Azory. Zupełnie nie. Napisałam to, żeby Wam po prostu ostrzec. Żeby Wam pokazać, na co warto uważać. Bo chcę, żeby Wasze doświadczenia z wyprawy na środek Atlantyku były jak najpiękniejsze. A jeśli chcecie tatuaż, dajcie znać, polecę Wam lokalne studio tatuażu (sprawdzone przez znajomych). Ale spotkanie z żeglarzem portugalskim sobie podarujcie. Serio.