Dżem paprykowy

with Jeden komentarz
Poleć innym:

Ostatnia aktualizacja: 2022-12-09. Autor: Milena

Dżem paprykowy, plastry, przywieźć z Polski Ibuprom Max i żurawinową pomadkę z Neutrogeny, bo tutaj o takiej nie słyszeli.

Przypomnienie o dwóch webinarach, którymi jestem zainteresowana, godzina już z uwzględnieniem mojej strefy czasowej. Do tego lista rzeczy do zabrania na ściankę i tekst Wer kämpft, kann verlieren. Wer nicht kämpft, hat schon verloren (Kto walczy, może przegrać. Kto nie walczy, już przegrał).

A nad tym wszystkim rozkład tygodnia. Poniedziałek rano – rozgrzewka, wpis na Polce na Azorach na Facebooku. Wieczorem ścianka. Wtorek rano – jogging, wieczorem – nauka portugalskiego, wpis na moją stronę internetową. Tylko zerkając na mój profil na Facebooku i na moją stronę internetową, można zobaczyć wyraźnie, że planu się nie trzymam. Ale on tam jest, przypomina mi o tym, co ważne. I w zasadzie to realizuję go, choć w innych terminach niż wyznaczone.

Ściana, którą mam przed swoimi oczami, to moja pamięć zewnętrzna.

Dżem paprykowy obiecałam przywieźć mojej siostrze – w Polsce nikt o takim nie słyszał, a ona się nim tu zajadała. Plastry kupiłam, żeby chronić ręce na ściance – ale że ostatnio chorowałam i nie miałam szansy ich przetestować, to kartka wisi. Jakby okazały się złe, nie będę musiała wieszać nowej kartki. A lista rzeczy do przywiezienia z Polski pewnie będzie rosła w miarę zbliżania się terminu mojego lotu.

A może nie? Może tym razem moja walizka nie będzie pękać w szwach? Po wielu miesiącach narzekania na to, że „tu nic nie ma” (czytaj: nie ma mojej ulubionej drogerii), nauczyłam się żyć inaczej. Wymagać mniej. Nie ma brokułów? Wezmę sałatę. Nie ma surowych nerkowców? Wezmę solone, i tak curry będę musiała później posolić. Nie ma płatków kosmetycznych? Sprawdzę za tydzień. Nie ma autobusu? Pójdę pieszo. Albo zmienię plany.

Moja ciocia ma w zwyczaju powtarzać: Chcesz rozśmieszyć Pana Boga? Opowiedz mu o swoich planach.

My mamy swoje plany, a życie swoje. I nie ma co się buntować, lepiej zapytać, jak te dwa plany pogodzić. Ja się cieszyłam, że się przeprowadziłam blisko mariny i że będę tam mogła 3-4 razy w tygodniu biegać. Że nauczyłam się kilku nowych rzeczy na ściance i będę mogła rozwijać swoje umiejętności. Że blisko wszędzie, więc nie będę traciła czasu na dotarcie do autobusu, tylko poświęcę ten czas na naukę portugalskiego.

A co na to życie? Życie na to, że skoro tylu rzeczy chcę spróbować, to mogę spróbować też anginy. I przekonać się, jak to jest, kiedy przy każdym przełknięciu śliny stają człowiekowi (w tym przypadku – mi) łzy w oczach. I jak to jest, kiedy jedyną rzeczą, po której cię nie mdli, jest owsianka. I jak to jest, kiedy ma się tak serdecznie dość braku sił, że przy pierwszym ich powrocie zużywa się zapas przeznaczony na tydzień w ciągu jednego dnia – a przez kolejne dalej się ledwo chodzi.

Czy życie miało w tym jakiś swój cel?

Pewnie tak. Kazało mi zamknąć się nie tylko w domu, ale i w sobie na jakiś czas, i zacząć nie tylko czytać, ale też pisać. Kazało mi napisać tekst Rozbierał ją po kawałku, który jest pierwszym moim tekstem literackim od dłuższego czasu. I kazało mi zacząć przygotowywać materiał na tekst o Terceirze – i tym samym wypytać lokalnych znajomych, czym dla nich jest Terceira i dlaczego lubią tu żyć. Pewnie też każe mi ubrać ten materiał w słowa i się nim z Wami podzielić. Nie będę protestować. Może wpiszę to w swój plan na wtorek?

Dżem paprykowy, plastry, przywieźć z Polski… Specyficznie się żyje w dwóch miejscach. Teraz mieszkam tu, znam większość ulic Angry na pamięć, potrafię lepiej wymienić miejsca warte zwiedzenia niż niejeden rdzenny mieszkaniec wyspy – a jednocześnie mój dom, moja rodzina jest cztery tysiące kilometrów stąd. Wiem, że przyjechałam tu po coś. Ale – jak kiedyś usłyszałam – drogę wytycza się, idąc. Możemy mieć swoje plany, ale ostateczny cel może nas zaskoczyć. I chyba tym celem nie jest przepis na dżem paprykowy. Chyba. A może…?


Poleć innym: