Zanim wybrzmi dźwięk…

with Brak komentarzy
Poleć innym:

Ostatnia aktualizacja: 2016-10-01. Autor: Milena

Znasz to uczucie, prawda?

Leżysz, siedzisz, stoisz wyprostowany, a wszystkie twoje członki, każda cząstka twego ciała woła o jedność. Otwierasz się na ten świat, a całe twoje wnętrze, komórka po komórce, chce się skryć. Schować. Najchętniej zwinąłbyś się w kłębek i schował pod koc. Ciepły, miękki. Bezpieczny…

Na odkryte ramiona wkładam gruby polar. Mój głęboki dekolt znika pod zasuniętym gwałtownie zamkiem. Warownia.

Siadam na zimnej podłodze, plecami opieram się o twarde łóżko. Podkulam nogi, głowę chowam najgłębiej jak tylko mogę, ramionami obejmuję kolana. Za mało. Ciągle za mało. Najchętniej stałabym się jedną z mieniących się w świetle zachodzącego słońca łez. Kropką. Punktem. Aksjomatem.

Uderzasz w klawisz.

Dźwięk wdziera się gwałtownie w moją duszę.

Zanim zdąży wybrzmieć, ty powoli podniesiesz się i, nie patrząc w moją stronę, pójdziesz przygotować kawę. A może przyniesiesz wino. Krwisty napój w drżącym kieliszku. Upijesz kilka łyków i bez słowa postawisz koło mnie.

Dziwne, że muzyka nie drży od dotyku twoich palców.

Nie wiem, co przyniosłeś. Dźwięk jeszcze nie wybrzmiał. Wsłuchuję się w jego głos i usiłuję znaleźć odpowiedź. Nikt nie zadał pytania? Nie szkodzi. Ono jest, jego zapach miesza się z aromatem świeżo obranych pomarańczy, jego gorące dłonie niczym ogniste pierścienie oplatają mi krtań.

Dźwięk, jak słowa, wisi w powietrzu. Nie daje mi oddychać. Jego palce splatają się z moimi, chowam się w nim. Jestem bezpieczna. Jestem bezpieczna, dopóki on jest. Póki nie zapanuje cisza, póki nie wstaniesz i nie ukryjesz odpowiedzi na brzegu filiżanki czy na dnie czerwonego Bordeaux.

Nie ruszaj się. Pozwól dźwiękowi brzmieć. Póki brzmi, jestem bezpieczna. Później wejdą słowa. Widzę już orszak czający się koło mnie. Za tobą stoi cała gwardia. Kiedy dźwięk wybrzmi, wrócimy tu i wyruszymy z nimi na wojnę. Albo w jałową podróż przez rozległe stepy. Z czasu wyskoczy nam spod nóg wąż czy jaszczurka. Stracimy sporo sił na ominięcie ich, ale step nadal będzie tylko stepem.

Zanim wybrzmi dźwięk, chwycę cię za dłonie, otworzę twe zamknięte powieki i pokażę słońce. Uśmiechniesz się do nieba i ucałujesz młode wiosenne listki. Pomachasz do odjeżdżającego pociągu i policzysz kropki na skrzydłach biedronki.

Chcę być kropką. Punktem. Aksjomatem.

Siedzę oparta o twarde łóżko i wciągam do płuc zapach pomarańczy. Pytanie wisi w powietrzu. Jak ja. W próżni.

Pociąg przyspiesza.

W próżni dźwięk nie zanika.

 

Warszawa, 11.04.2006 r.

Poleć innym: